czwartek, 26 listopada 2015

Orient zamknięty we flakonie

Dziś na wieczór dla Was trochę magii. Historia zdarzyła się kilka wieków temu w Indiach. Władca Shahdżahan ogarnięty bezgraniczną miłością, która była w stanie pokonać wszystkie przeciwności, do swojej pięknej i ukochanej żony Mumtaz Mahal, rozkazał założenie najbardziej luksusowych ogrodów, Shalimar. Był to dowód miłości do żony, a ogród stał się odbiciem ich pięknego uczucia. Później, aby wywyższyć potęgę uczuć wybudował Taj Mahal, ponadczasową budowlę, którą do tej pory podziwia świat. Ogród, który założył, stał się inspiracją i wykorzystał ją Jacques Guerlain, tworząc serię zapachów o tej nazwie. Dziś chciałabym zaprezentować Wam jeden z nich, chociaż nie stworzony ręką projektanta, jednak sygnowany jego nazwiskiem Shalimar Souffle de parfum.
Jak dla mnie zakup tych perfum to strzał w "10", można by pomyśleć, że tylko takie mi się zdarzają, ale muszę Wam się przyznać, że coraz trudniej wyszukać wśród milionów zapachów czegoś co naprawdę zaskakuje, ot tak stałam się naprawdę wybredna i byle czego nie zamierzam już kupować. Jednak jeszcze wiele przede mną, niestety nie mogę wszystkiego kupić na raz, chociaż jak mniemam każda z nas chciałaby mieć wszystkie zapachy jakie lubi :)
Wracając do perfum, na początek ujęło mnie opakowanie. Zwykłe, skromne pudełeczko, które wprowadza powoli w świat orientu, dzięki indyjskiemu obrazkowi, jednak dla mnie najważniejsza była zawartość oczywiście... Zapach obudowany w piękny flakonik, przypominający do złudzenia fontannę (co jednak nie jest wygodne i łatwo rozbić perfumy). Nuty zapachowe idealnie wymieszane, wprowadzają nas w stan ogrodowego i bardzo luksusowego marzenia. W głowie zapachu odnajdziemy lekki powiew cytrusowo - kwiatowy (bergamotka, cytryna i mandarynka). W sercu silna nuta Jaśminu Sambac, przybywającego wprost z orientalnych Indii i absolut kwiatów pomarańczy, co wzmacnia i orzeźwia nutę, a przy tym nadaje elegancję i niesztampowy powiew. Baza jakby jeszcze bardziej miała podkreślić i zapewnić o tym dalekim pochodzeniu zapachu. Zostały precyzyjnie wywarzone nuty korzenne (paczula, białe piżmo) osłodzone orientalną nutą wanilii z Indii i Thaiti.
Używając tego zapachu przenoszę się do innego świata. Jest to jeden z niewielu zapachów orientalnych, który rzeczywiście potrafii przenieść nas w inny wymiar. Niestety ten zapach trzeba lubić, albo nie. Nie da się wypośrodkować, gdyż bardzo wyraźnie wybija się tu piżmo ukryte w nucie bazy, jeżeli ktoś nie lubi takich zapachów, to perfumy te będą za mocne. Minusem jest tez niestety flakonik, choć bardzo piękny, nieporęczny. Łatwo można go rozbić. Do tego wszystkiego dochodzi jak zawsze wysoka cena ( 30 ml/300 zł). Nie zrażajcie się jednak tym. 
Wypróbujcie go, zastanówcie się, czy taki zapach Wam odpowiada. Podzielcie się opinią czy tak jak ja przeniosłyście się do ogrodów Shalimar. Miłej wyprawy w towarzystwie tego zapachu! :)

poniedziałek, 16 listopada 2015

Tak!

Na dobry początek tygodnia postanowiłam napisać dla Was moje Drogie Panie znów post o pięknym zapachu, do którego nie trzeba było mnie długo namawiać, jednak z którym zaprzyjaźniłam się po czasie :)
Bohaterem dzisiejszym jest szyprowo - owocowy zapach od Giorgio Armani - Si Intense. Warto wspomnieć, że jest to woda perfumowana, a samo Si wyszło w trzech wariantach zapachowych, jednak tylko te perfumy skradły nie tylko moje serce ;-)
Skład zapachu jest bardzo bogaty, chociaż nie ma w składzie nic zadziwiającego a można by powiedzieć nawet, że kompozycja jest lekko mainstreamowa. W nucie głowy znajdziemy: liść czarnej porzeczki, mandarynkę, bergamotkę i frezję. Nuta serca to: różna, neroli, dzięgiel, osmantus, a nuta bazy to ambroksan, paczula, wanilia i nuty drzewne. 
Ogromnie mnie zaskoczyła trwałość tego zapachu. Nie spodziewałam się tego, aż po całonocnej imprezie, mój przyjaciel powiedział " Słońce, jak Ty pięknie pachniesz tymi swoimi perfumami... Tym swoim, którym ostatnio też się pryskałaś...Jak on się nazywał? - Si ;-)" taaak, było to coś bardzo niespodziewanego :-D, nie spodziewalam się tego nawet, że facet może mieć pamięć zapchów... a jednak ;-). Wracając do tematu, to zastanawiam się, co tak bardzo lubię w tym zapachu. Nie mogę zgodzić się, że jest on bardzo słodki, gdyby był, nigdy bym nie zdecydowała się go używać, gdyż nie lubię przesłodzonych zapachów, bo po prostu są migrenogenne, jedyny to Lady Milion, który używam! Pociągam mnie w tym zapachu porzeczka, wraz z mandarynką osładzają zapach, niestety gubią mi się po drodze nuty kwiatowe z głowy perfum., następnie słodkość jest przełamywana gorzkawością dzięgiela i osmantusa i dają na myśl zapach zielonych gorzkawych liści. Na koniec, uważam, że fajnie zapach się wycisza. Szturm słodkich i gorzkawych nut, do tego próbujących przełamać się zapachów kwiatowych, lekko się osładza, myślę, że dzięki paczuli i wnilii i pozostaje wzmocniony przez nuty drzewne. Dla mnie to idealne połączenie i idealna kwintesencja zapachów. 
Uważam, że zapach jest i elegancki i ma też swój pazur, przez co lubię go używać nie tylko na wieczory pełne emocji, imprezy czy bankiety. Zabieram go ze sobą na dzień i nie przeszkadza mi, że jest intense, po prostu go uwielbiam. Na początku nie mogłam się przyzwyczaić do nut zapachowych, mimo, że te perfumy są lekko mainstreamowe, zawsze sięgałam po inne zapachy, więc jest w szoku, że tak te perfumy mnie porwały. Nigdy też nie odnosiłam się do samej marki Armani, jakoś nie przypadły mi do gustu inne zapachy sygnowane nazwiskiem projektanta. Nie dawno odkryłam jeszcze jeden zapach, o którym, post znajdzie się w przyszłości na blogu, na pewno... ;-)
Jeżeli chodzi o informacje techniczne, to można go dostać w większości drogerii. Niestety jest on z tej wysokiej półki cenowej wśród perfum i koszt 50 ml, to około 100 euro. Nie polecam kupować nieoryginalnych wersji, będziecie bardzo zawiedzone, przy oryginalne - satysfakcja gwarantowana :)
Enjoy!

środa, 11 listopada 2015

Twist up the volume?

Drogie Panie,
znów po długiej przerwie wracam do Was. Muszę Was przeprosić za tak sporadyczne posty, ale próbuję wszystkie obowiązki godzić z prowadzeniem bloga i jak widać nie udaje mi się to za dobrze. Do tego poszukuję ciągle nowych kosmetyków, które jeszcze bardziej zapełniom moją listę, którą koniecznie w najbliższej przyszłości chcę Wam opisać!
W każdym razie, aby Wam jakoś wynagrodzić ten czas oczekiwania na następny post, dziś pojawi się recenzja nowości (w mojej skromnej kosmetyczce), którą dorwałam dosłownie chwilę temu w drogerii i która bardzo mi się spodobała, mam też nadzieję, że i Wy ją pokochacie.
Zatem bohaterem dzisiejszego postu będzie tusz do rzęs marki Bourjois "Twist up the volume". Nie bbyłoby w tym tuszu nic nadzwyczajnego, gdyby nie przekręcana szczoteczka. Kiedy przekręcimy ją na jedynkę, to cudo pozwala nam doskonale rozczesać rzęsy a także delikatnie je wydłużyć, kiedy przekręcimy końcówkę szczoteczki na dwójkę, idealnie pogrubimy już wydłużone rzęsy, przy czym nie posklejamy ich i nie pozostawimy na nich brzydkiego efektu, nieudanego wytuszowania. Myślę, że ta maskara jest dla kobiet takich jak ja :-). Gdy nie odkryłam jeszcze tego cudeńka, stosowałam różne tusze, różnych firm. Teraz ta jedna zastępuje mi wszystko, czego potrzebuję. Uważam jednak, że nadaje się tylko do tego delikatniejszego makijażu i na szybko. Niestety wierna jestem moim starym nawykom, żeby dobrze wyglądały rzęsy, trzeba użyć kilka różnych maskar i dużoooo tuszu ;-) a więc często stoję przed lustrem i tuszuję rzęsy.
Tusz wyszedł w trzech wydaniach i w trzech kolorystykach końcówki szczoteczki, w zależności czego potrzebujemy. Jest tusz z białą nakrętką, zwykły czarny (taki bez mocy, nawet powiedziałabym, że szarawy), jest też ze złotą nakrętką, ultra black i z niebieską (wodoodporny), jak na zdjęciu. Jeżeli chodzi o cenę, to  myślę, że spełnia oczekiwania. Mamy przecież dwa tusze w jednym ale jak wiadomo, nie należy liczyć na stosunkowo niskie ceny tej firmy. Cena tuszu waha się w przedziale od 30-35 zł. 
Drogie Panie, wypróbujcie, dajcie znać czy i Wam się podoba ta maskara. 
Miłego świętowania dnia niepodległości :-)


środa, 7 października 2015

(Nie)Zwyciężony?

Po dłuższej przerwie, chciałabym zaprosić Was do postu o kolejnym perfumie sygnowanym Paco Rabanne. Głównym bohaterem będzie Invictus, zapach męski, który poznałam dzięki mojemu bratu.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jest to pierwszy zapach dla panów, o którym robię wpis na blogu. Założeniem było, aby wspierać kobiety w wyborze kosmetyków, ale przecież czasami mamy ochotę komuś bliskiemu podarować coś extra :-)
Więc jeżeli chodzi o ten perfum, powiem a raczej napiszę, że jest fenomenalny! Lubi zaskakiwać i nie jest jak inne zapachy dla mężczyzn. W pewnym sensie jest to uwodzicielski afrodyzjak i być może takie miało być jego przeznaczenie. Sam flakon w formie pucharu już daje duży przekaz, a w połączeniu z nazwą nie ma wątpliwości, że on jest, że on musi być niezwyciężony.
Składniki perfum także wyrażają zdecydowanie dla kogo są przeznaczone. Być może i tutaj w nich też jest zawarty jakiś przekaz? Gdyby analizować co twórca chciał powiedzieć tworząc Invictusa, pomyślałabym... w nucie głowy: grejpfrut, nuty morskie, mandarynka. Lekkość, delikatność, uwodzicielskość, słodycz. Na pierwszą woń zdecydowanie przebija się mandarynka, ale ma w sobie delikatność i lekkość bryzy morskiej i lekką goryczkę grejpfrutu. Nuta serca to liść laurowy, jaśmin. Można wyczytać "słodkie zwycięstwo". Słodycz kwiatu ukoronowana jest liściem laurowym a nuta bazy? Drzewo gwajakowe, mech dębowy, paczula, szara ambra otulają woń i wyciszają lekko zapach i nadają im tonu powagi, przez gorzkawe nuty drzewne, bo przecież nie możemy zapomnieć, że nadal jest to zapach dla facetów :)
Tym sposobem przedstawia nam się perfum o uwodzicielskim i rzekłabym bardzo sensualnym zapachu, nie wtajemniczone koleżanki testerki nie mogły oderwać od niego nosa i ja także. Polecam, jeżeli jeszcze nie zmierzyłyście się lub nie zmierzyliście się z tym zapachem. Warto, bo efekt jest niezapomniany i kuszący...
Nieco inaczej wygląda to w kwestii ceny 50 ml to koszt około 50 euro no i sam flakon, chociaż ładny jest lekko nieporęczny, być może stworzono go żeby łechtał męskie ego? Kto wie :-)
Czekam na Wasze opinie i zapraszam na fanpage'a na facebooku, tam zawsze najszybciej pojawiają się informacje o przyszłych postach. 
Dobrego wieczoru!

niedziela, 30 sierpnia 2015

Olympea...

Witam wszystkich, mam nadzieję, że przez czas, w którym mnie nie było tutaj, nie próżnowaliście, ale próbowaliście, wąchaliście, kupowaliście :-)

Dzisiejszy post będzie się różnił nieco od poprzednich. Dziś nie będzie chwalenia, za to, trochę się poskarżymy. Bohaterem będzie perfum, który jest nowiuteńki (przynajmniej w Polsce), na który czekałam i może i Wy Drogie Panie czekałyście... Mowa tu o Paco Rabanne Olympea.
Na pierwszy rzut oka bardzo ładnie sie prezentuje. Śliczny flakonik i reklama telewizyjna zachęcają do kupienia tego zapachu, no to i ja się skusiłam. Wybrałam się do perfumerii, przeszłam obok i wyszłam, po czym przypomniało mi się, że przecież jest już ten nowy perfum, na który czekałam, chcę go zobaczyć, powąchać iiii...klops. Pani prysnęła na nadgarstek (standard) i okazało się, że zapach, który miał być novum, początkiem nowej ery wśród perfum sygnowanych Paco Rabanne jest, przynajmniej dla mnie, taką trochę wersją light Lady Milion (którą uwielbiam!). Pani, która mnie obsługiwała próbowała mi to wybić  głowy, że to nie ten sam zapach... a takie rzeczy się wie, jak się siedzi w tym nie od dziś :-) Więc chyba oczekiwałam czegoś więcej i takiego miłego zaskoczenia i się trochę zawiodłam. Owszem jest bardzo podobny ten perfum do Lady...ale jak już napisałam wcześniej to taka wersja light, różni się składnikami (głowa: zielona mandarynka, lilia wodna i jaśmin; serce: słona wanilia; baza: drzewo kaszmirowe i abergris) i według tego co wyczytałam gdzieś na internetach ma w sobie niekonwencjonalne połączenia słonej wanilii i nut kwiatowych. Podobnie jak u Lady... zapach "stoi", ciężko rozpoznać nuty zapachowe, szybko się zmieniają i strasznie ze sobą zlewają, co dla mnie daje wynik taniego zapaszku z kiosku. Trzyma się też krótko, jakieś dwie godzinki i po sprawie, zostaje lekki, słodkawy zapach, nic konkretnego. Do tego wszystkiego trzeba doliczyć kosmiczną cenę, 30 ml kosztuje ok. 50 euro.
Jestem po prostu lekko zawiedziona, jednak może któraś z Was Drogie Panie używa go? Podzielcie się swoimi opiniami w komentarzu, lub na facebooku, bo mnie jakoś ten zapach nie pociągnął.
Miłego wieczoru wszystkim i do zobaczenia :))

piątek, 22 maja 2015

LOOK by Bipa

Witam Drogie Panie,
przepraszam, że tak długo mnie tu nie było! Dziś post będzie dotyczył firmy kosmetycznej LOOK by Bipa z tego względu, że właśnie z sieci drogerii Bipa pochodzą moje ulubione kosmetyki, które staram się uzupełniać będąc w Wiedniu (myślę, że i w Niemczech jest ta sama drogeria).
Firma jak sama siebie reklamuje, jest dla lubiących eksperymentować i świadomych mody dziewczyn, które mogą dać upust swojej wyobraźni właśnie dzięki tym kosmetykom. Rzeczywiście tak jest. Wybór mają bardzo duży zaczynając od szerokiego wachlarza kolorów lakierów do paznokci, poprzez cienie, tusze, szminki kończąc na wielu rodzajach podkładów i pudrów. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Look to tylko dla młodych, osobiście wiem, że moja babcia tak samo jak ja pokochała ich tusze do rzęs :-) Cena nie jest też zbytnio wygórowana i zaczyna się od 1,99 euro, za tą kwotę kupimy już lakiery do paznokci, kajale wodoodporne, konturówki do ust czy tani eyeliner. Kwota najwyższa za kosmetyk to nie całe 5 euro. Ceny tuszy do rzęs wahają się od 2,50-3,50 euro, więc jak same widzicie, można się obkupić za małe pieniądze. Osobiście używałam kiedyś lakiery do paznokci (obecnie nie używam), szminki, kajale, no i w bardzo dużych ilościach tusze do rzęs :-) Gdyby któraś z Was Drogie Pani byłaby zainteresowana ich produktami i wypróbowaniem ich, chętnie doradzę a przy najbliższej wizycie w Wiedniu, mogę postarać się coś zakupić i ewentualnie wysłać, będąc w Polsce, te kosmetyki to naprawdę fajna sprawa ;-) 
Życzę Wam miłego dnia! Pozdrawiam! :)
W razie potrzeby kontaktu, zapraszam na mój fanpage https://www.facebook.com/wzakatkuatelier?ref=hl

środa, 18 marca 2015

Wiosna...ach to Ty!

Drogie Panie!
Dzisiaj chciałabym dla Was przedstawić wiosnę ukrytą w perfumie, wiosnę, która bardzo przypomina mi mój dom i oczywiście w której się zakochałam, może jednak nie od pierwszego wejrzenia ;-)
Zapach Gucci, Flora by Gucci, Glamorous Magnolia usadowiłabym w kategorii kwiatowej, chociaż składniki drzewne i kwiatowe idealnie w tym zapachu się równoważą.Nuty zapachowe to: głowa: frezja, zielone liście, skórka cytrusów; serce: piwonia, magnolia; baza: piżmo, drzewo sandałowe, czekoladowy akcent.
Zapach dla mnie na początku wydawał się bardzo trudny do wyczucia, długo się wahałam czy kupić go czy nie. Na pierwszą woń wydawał mi się gorzkawy, z trudem poszukiwałam słodkiego akcentu w nim. Stwierdziłam, że może na mojej skórze wolno przechodzi do następnej warstwy, więc wypróbowałam go na skórze mojej nieświadomej testerki-koleżanki ;-), jednak i tam przywodził na myśl goryczkę... zrezygnowałam z zakupu i wyszłam z perfumerii, zanim jednak wróciłam do domu, poszłam w poszukiwaniu nowych inspiracji, aby mieć więcej tematów do napisania tutaj ;-) i cud i wielkie zaskoczenie! Zapach zmienił się diametralnie. Już nie był w odczuciu gorzki, ale pięknie przywodził wspomnienia z dzieciństwa i zwiększył tęsknotę za domem, gdzie za jakiś czas zaczną kwitnąć Magnolie. Zaczęłam czuć słodką piwonię przeplatającą się z (w tym wypadku) magnolią, która niewątpliwe może nosić królewska, gdyż pozostaje bardzo wyraźna w tym zapachu, piwonia ją lekko osładza, co daje same przyjemnie odczucia, szczególnie w cieplejsze i słoneczne dni. Wróciłam do perfumerii, tak widziałam to zdziwienie ekspedientki, i zafundowałam sobie flakonik tych perfum. Jestem zadowolona z tego zakupu, chociaż pierwsze wrażenie jest kiepskie, ale staram się o tym nie myśleć. Bardzo lubię także zakończenie tych perfum. Utrzymuje się on na mnie ok. 3 godzin, jednak nie jest ono intensywne, zapach trzyma się blisko skóry i bardziej wyczuwam słodkie piżmo, bardzo lekko mieszające się z drzewem sandałowym. Czekoladowy akcent zniknął gdzieś, jak mniemam, wyparty przez silniejsze nuty, jednak nie pozostał bez "prawa głosu" w tym zapachu. Osładza bazę na do widzenia, przez co woń nie jest intensywna i nie daje się zapomnieć.
Drogie Panie, wypróbujcie kiedyś Flore Magnolie, jest naprawdę pięknym zapachem doskonałym na letnie i ciepłe dni. Nie będziecie żałować tego wyboru, gdyż zapach jest kobiecy i nawet mogłabym powiedzieć, że elegancki, jednak przy tym trzeba pamiętać, że to typowe perfumy dzienne. Cena myślę, że jest adekwatna do zapachu około 50-60 euro za 50 ml.
Kochane, nie zapomnijcie delektować się piękną pogodą i nie zapomnijcie o wypróbowaniu tych perfum ;-)
Życzę wszystkim miłego dnia!